sobota, 18 lutego 2012

Magiczny taniec płomieni, czyli kilka słów o kominku

Wiedziałam od zawsze, że w moim domu/mieszkaniu MUSI być kominek. Na tym punkcie miałam "bzika" od dawna. Zawsze podobały mi się szalenie wnętrza w stylu angielskim, gdzie kominek i cała jego oprawa, obudowa, stanowiły centralny punkt salonu. Półka na obudowie kominka była i jest miejscem eksponowania pięknych, drogocennych, czy też po prostu ulubionych dekoracyjnych przedmiotów. Zaś ściana nad kominkiem najczęściej ozdabiana była efektownym obrazem, lustrem czy zegarem. Czy mogłam z tego wszystkiego zrezygnować? Oczywiście, że nie. Ale moja droga do posiadania własnego kominka nie była niestety prosta.
Parę lat temu zdecydowaliśmy, że nadszedł czas na zmiany. Po prostu przestaliśmy mieścić się w naszym dotychczasowym mieszkaniu. I tak, gdybyśmy zdecydowali się na budowę domu, na pewno w projekcie przewidziałabym kominek. Jednak my postanowiliśmy kupić mieszkanie gotowe, od developera, w bloku.
Wprawdzie na ostatniej kondygnacji, na tzw. poddaszu, a możliwość postawienia kominka była jednym z argumentów, dzięki którym kupiliśmy je. Jednak po podpisaniu umowy przedwstępnej okazało się, że konieczna jest zmiana projektu całego budynku, nie muszę dodawać, że niezwykle kosztowna.
Po przeliczeniu kosztów, okazało się, że to się nie opłaca nam. Poza tym perspektywa wnoszenia na trzecie piętro drewna i znoszenia popiołu też nam nie pasowała.
Wtedy M. odnalazł biokominki w internecie. Po wielu namysłach i poszukiwaniach zdecydowaliśmy się na to rozwiązanie.

Wersja "podstawowa", z zegarem firmy Karlsson model Sanburst
                       
Wybraliśmy sprawdzoną firmę Real Flame, model Princeton. Klasyczną, "angielską" drewnianą obudowę, którą przemalowaliśmy na biało (pierwotnie miała kolor burgunda). Biokominek jest jak mebel, można go postawić, gdzie się chce, ponieważ nie jest on podłączony do żadnego przewodu kominowego. Podczas spalania płynnego paliwa wydziela się para wodna i CO2. Potrzebna jest jedynie dodatkowa kratka wentylacyjna w pomieszczeniu. My dobudowaliśmy do ściany, przy której zaplanowaliśmy miejsce na nasz kominek, wypust z regipsów, żeby podkreślić i wyeksponować go. I tyle.

Wersja "wieczorową porą"


Początkowo paliliśmy w nim paliwem w puszkach firmy Real Flame, teraz przerzuciliśmy się na paliwo, które kupujemy w litrowych butelkach (też Real Flame), skąd paliwo przelewamy do specjalnego, dokupionego wkładu żeliwnego.


Oczywiście w naszym kominku płonie prawdziwy ogień, a kominek daje ciepło. Jednak nie można go traktować jako jedynego sposobu ogrzewania pomieszczenia, ponieważ nie byłoby to zbyt ekonomiczne. Pół litra paliwa pali się ok. 2,5-3h.

Atmosfera jednak jest, urok jest, elegancka obudowa też. Czegóż chcieć więcej?
Oto on i wiele wersji jego wystroju.


    Wielkanocny wystrój...
                     
Boże Narodzenie 2010
      
Zegar został zastąpiony wymarzonym okrągłym lustrem upolowanym w Tk maxx


Boże Narodzenie 2011 - wersja ze świeżym bluszczem


Cudowna dekoracja z Ikei - podświetlane choinki i adwentowy kalendarz córci

I rozpalony ogień...
                                              
W porannym zimowym słońcu...
                                                    
Mam nadzieję, że nie znudził Was ten przydługi post o kominku. Naprawdę polecam biokominek jako świetne rozwiązanie dla wszystkich, u których nie da się zamontować tradycyjnego kominka. Nie żałuję wydanych na niego pieniędzy, bo to najładniejszy element wystroju mojego mieszkania...

niedziela, 12 lutego 2012

Salon ... zrobiony na szaro

Ach, te szarości... Przytulne, miłe, pasują prawie do wszystkiego. I ja uległam modzie na nie.
Myślę, że wyszło to na dobre naszemu salonowi... Wybierając nowe obicia na kanapy z Ikei wahałam się pomiędzy Svanby szarym a Idemo czarnym. W końcu stwierdziłam w porozumieniu z M., że czarny zbyt ... no zbyt czarny po prostu. I chyba widać więcej "paprochów" niż na szarym... Do tego skompletowałam na nowe kanapy poduszki (z tych które miałam już w domu). Ostatnio modne jest "rozmnażanie" poduszek.
Chciałam zakupić jakieś nowe, ale wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe kupić ładne i niezbyt drogie poszewki na poduchy. Myślałam, że może znajdę coś w ciucholandiach, ale też marny rezultat. Tzn. coś tam jest, ale jeszcze musi ulec przeróbkom, żeby można było toto pokazać.
Oto więc szara wersja salonu!

Dywan także z Ikei, Adum. Gruby i ciepły, co przy ostatnich temperaturach nie bez znaczenia ;)

Kocyk też szary, coby pasował do całości...  
                                                
Szare walentynkowe serduszka. A kto powiedział, że muszą być czerwone???




Mam nadzieję, że podoba Wam się także ta odsłona. Zapewne nie ostatnia! Do usłyszenia wkrótce. Następnym razem gorący post o kominku!!!

niedziela, 5 lutego 2012

Zmiany, zmiany...

Mieszkamy już 1,5 roku w nowym mieszkaniu i gdy je urządzałam ponad rok temu, to myślałam naiwnie, że umebluję, porozmieszczam dodatki i koniec. Będę mieszkać. Cieszyć się swoim "gniazdkiem". A tu niestety!
To urządzanie tak mnie wciągnęło, że nie mogę przestać "kombinować" w tej materii, ku rozpaczy męża ;) Jako namacalny przykład podam część "kanapowo-telewizorową". Oto kolejne jej metamorfozy.

Wersja nr 1
Zdecydowanie jasno, delikatnie. Biel i szarość. Ikea, jak widać, rządzi u mnie. 
Poduszki z Pepco.

Wersja nr 2
Wprowadzamy kolor. Fiolety i odrobina zieleni. 
Koc z Jyska, poduszki z Lidla (lada dzień znów będą w ofercie!!!).
Wersja nr 3
Świątecznie, czyli czerwień w roli głównej.
Ostatnio zaś zaczynam się skłaniać ku czerni i szarościom. Totalna metamorfoza salonu dokonała się wczoraj, za pomocą nowych ubranek na kanapy z Ikei i nowego dywanu (ten na zdjęciach zbyt cieniutki i biały, więc mocno się brudzący). Brakuje jeszcze kilku dodatków, zwłaszcza poduszek. Zatem zdjęcia z metamorfozy wkrótce. Zapraszam do mnie za kilka dni :)))